Piękno

Kiedy wczoraj zasypiałaś i w dłoni trzymałaś moją szczotkę do włosów to było piękne.

Gdy obudziłaś się w nocy, przetarłaś oczy i zapytałaś “mama”? A ja odpowiedziałam “jestem” i poszłaś dalej spać. To też było piękne.

Wtedy gdy tak bardzo się zdenerwowałam i krzyknęłam żebyś to zostawiła i zrobiłam się taka malutka. I kiedy chwilę później spojrzałam Ci w oczy i powiedziałam “przepraszam” i gdy już miałam zacząć Ci tłumaczyć, dlaczego krzyknęłam choć nie powinnam, ale Ty dałaś mi znak, że słowa są zbędne, bo Ty wiesz, że jestem tylko człowiekiem. To tez było piękne.

I gdy rano chciałaś jajecznice, a przy okazji stłukłaś 5 jajek i stałaś nad nimi i umoczyłaś mały palec w surowym jajku. Już wiesz jak ono smakuje i widocznie trzeba było je stłuc. To też było piękne.

Kiedy stałyśmy w kościele i zaczęłaś wołać “cycuś, cycuś”, a ja powiedziałam “teraz nie, w domu”, a Ty odpowiedziałaś “okej”. To też było piękne. Choć gdybyś powiedziała ” w domu nie, teraz, teraz” to tez byłoby piękne.

I gdy stałaś nade mną rano i płakałaś, że chcesz iść tam, a ja niewzruszona piłam kawę i nie miałam wyrzutów sumienia. To też było piękne.

I teraz jak spisz cala odkryta i spocona, a ja patrzę na Ciebie i nie mogę wyjść z podziwu, że Ty jesteś już taaaka duża. To też jest piękne.

Z Tobą piękno nabiera innego wymiaru. Dziękuję.

Coaching dla mam – zmiany

Kochani,

obiecałam, że niedługo opowiem Wam o naszym rodzinnym Projekcie i właśnie dziś chcę Wam go zaprezentować. MostFood to efekt naszych świadomych wyborów i poszukiwań swojego miejsca w świecie. To wciąż wielka niewiadoma, dlatego prosimy o ciepłe myśli przesyłane w naszym kierunku. Ponieważ chcę się Wam także pochwalić naszym rodzinnym blogiem, to nie będę się tu rozpisywała o idei Projektu, wszystko możecie przeczytać na stronie:  www.emostfood.pl – zapraszam:).

Ponieważ w naszym życiu następuje spora zmiana: przeprowadzamy się na wieś:). Nie będę w stanie przez najbliższe miesiące prowadzić sesji coachingowych w Krakowie. Jesteśmy tu coraz rzadziej i na coraz krótsze okresy czasu. Dlatego od maja prowadzę tylko sesje przez skypa i mailowo (tak to też jest możliwe:)). Plus tej sytuacji, to że taka sesja online jest tańsza i kosztuje 100 zł za dwie godziny rozmowy, więc serdecznie zapraszam. Dodatkowo przypominam, że pierwsza rozmowa jest niezobowiązująca i bezpłatna. Może to dobry moment, aby się zdecydować?

Nie karmię, bo boję się o cycki – czy jestem gorszą matką?

Czy matka, która nie karmi swojego dziecka piersią wyłącznie ze strachu o swoje ciało jest gorszą matką od tej, która karmi? Takie pytanie zadałam sobie już jakiś czas temu, kiedy na forum dotyczącym karmienia przeczytałam stwierdzenie tego typu.

Pierwsze, co mi wtedy przyszło do głowy to, że tak bardzo chcę, abyśmy my matki zostawiły siebie wreszcie w spokoju. Żebyśmy naprawdę dały sobie prawo wyboru bez podszeptów, bez “ale”, tak po prostu. Bo jakim prawem inna osoba ma oceniać, co jest lepsze, a co gorsze dla mnie? Bo choć przecież przebadano, udowodniono, że mleko matki jest naj, naj to ta konkretna matka i jej dziecko nie brali udziału w tych badaniach i nie wiemy, co dla nich jest najlepsze.

Znam wiele pięknych i niezwykle wzruszających historii matek, które walczyły o utrzymanie laktacji. Po porodzie myślałam, że ja i Śmieszka miałyśmy ciężko. A później czytałam o kobietach, które przez kilka miesięcy odciągały mleko, które eliminowały ze swoje diety prawie wszystko, bo dziecko było uczulone, o tym jak dziecko nie potrafiło ssać, jak mąż i otoczenie były przeciwne, jak lekarze mówili “niech pani da sobie spokój”, a matka dalej z determinacją wierzyła, że się uda.

A więc, co czuje matka po tylu przejściach, gdy inna przychodzi i mówi: a ja nie karmię, bo boję się, że mi cycki oklapną… No cóż tej pierwszej pewnie klapną ręce.

Jednak to nie ilość poświęceń dla dziecka i trudów z nim związanych definiuje to, jaką matką jest dana kobieta. Proszę przerwijmy wreszcie tę od pokoleń nakręcaną machinę “kocham cię więc się o ciebie martwię, kocham cię więc się dla ciebie poświęcam…”

Ja sama doskonale wiem, co potrafi zrobić z człowiekiem obsesja na punkcie swojego ciała. Dlatego jeśli matka czuje, że strach o piersi może być paraliżujący to niech karmi dziecko z miłością  butelką. A ja osobiście i szczerze życzę Wam: Na zdrowie!

Tu kiedyś było czysto:)

    Pamiętam moment kiedy pierwszy raz weszłam do naszego mieszkania. Są takie momenty gdy się “wie” i to był jeden z nich. To, że kupimy właśnie to mieszkanie nie ulegało żadnym wątpliwościom. Powiedzieliśmy deweloperowi, że się zastanowimy i wrócimy za tydzień aby wpłacić zaliczkę. Nie wytrzymaliśmy. Posiedzieliśmy w aucie 5 minut i poszliśmy podpisać umowę przedwstępną.

   A później było planowanie, wykańczanie, urządzanie… Wkładaliśmy w to całe serce. Niesamowitą pomocą była Asia, która pomogła nam je zaprojektować. Przy tej okazji polecam Jej stronę i książki www.czterolistnadziewczyna.pl :). W momencie, gdy w mieszkaniu była tylko podłoga ja już wiedziałam jakie chcę lampy, jaki dywanik, gdzie obrazek… I stopniowo, stopniowo wszystko nabierało charakteru. Każda rzecz miała swoje miejsce, każda była dopasowana… Było tak jasno, tak przejrzysto… bo sprzątałam nadzwyczaj często;)
      A później przyszła Ona. Już kiedy była w brzuchu wiadomo było, że w mieszkaniu pojawią się nowe akcesoria, których nie planowaliśmy. Nie chodzi o to, że nie myśleliśmy o Śmieszce, po prostu trudno wykańczać mieszkanie z myślą o “dziecku w chmurze”.
      Wraz z Jej przejściem na tę stronę brzucha wygląd mieszkania zmieniał się, ale bardzo powoli. Wciąż byłam w stanie zachować jego podstawowy kształt przynajmniej na przyjście gości. W momencie gdy zaczęła raczkować nowa aranżacja przestrzeni stała się znacznie bardziej dynamiczna… I w końcu zapomniałam jak to mieszkanie kiedyś wyglądało.
      Zapomniałam do czasu… naszego powrotu od babci. Weszłam do mieszkania i go nie poznałam. Wszystko czyste, wszystko na swoim miejscu… Wow? Gdzie ja jestem? Nie ważne, chcę tu zostać na dłużej. No i tak cieszyłam się tym widokiem kilka minut. Bowiem Śmieszka w mgnieniu oka zaczęła się witać z każdą zabawką, z każdym misiem, układać klocki nr jeden i nr dwa… I już po 15 minutach wiedziałam, że jestem u siebie:)
    Często się mówi o tym, że wraz z pojawieniem dziecka wiele się zmienia. Nie ma już tego, tamtego, nie można robić tego i tego, ale za to… JEST Dziecko:). Jednak to, co dla mnie ważne, to abym obecności Śmieszki nie traktowała, ani jako nagrody, ani jako zastępstwa, ani usprawiedliwienia… A zamiast tego zaakceptowała, że jest tak jak jest. Najlepiej rzecz jasna:).
         Od tej zasady jest jeden wyjątek. Gdy przychodzą niezapowiedziani goście. Wtedy z moich ust pada to słynne zdanie: Ach przepraszam Cię za bałagan, ale wiesz z małym dzieckiem…;) Dobrego dnia!

Żywioł

   Człowiek jest bezradny wobec żywiołu natury. Mimo to zamiast na powrót zaakceptować, że jest jej częścią, nieustanie próbuje z nią walczyć. A gdyby tak ponownie zacząć uważnie patrzeć, obserwować i naśladować? Gdyby tak zaufać, że przecież jesteśmy jednym?
     Próbuję to robić. I co się dzieje? Wraca spokój o teraz i o przyszłość.
    Podobnie jest moim zdaniem w relacji rodzic – dziecko. Gdy nie próbujemy wkładać dziecka w określone ramy, gdy akceptujemy to, że idzie inaczej niż planowaliśmy, gdy nie martwimy się, że nie mieści się w “średnim przedziale” właściwego zachowania, a zamiast tego uważnie patrzymy, obserwujemy  i naśladujemy… Gdy ufamy…
     Co dokładnie mam na myśli?
    Wróciliśmy do Krakowa i dziś obserwowałam Śmieszkę jak funkcjonuje wśród innych dzieci i sama ze sobą. Kiedy byłyśmy na wsi mam wrażenie, że funkcjonowałyśmy inaczej, że byłyśmy bardzo razem i stęskniłam się za tym obserwowaniem Jej z pewnej odległości. Kiedy odsuwamy się dalej, nasza perspektywa się poszerza, możemy dostrzec więcej, a na pewno inaczej. I dziś zrobiłam dwa kroki w tył i tak patrzyłam na moją córkę.
  Dzieci są różne – to zdanie jest jednym z częstszych jakie słyszę i sama wypowiadam w rozmowach z rodzicami. Bo moja to, a Twoja tamto – no tak, ale dzieci są różne itp. Przez to częste używanie, zdanie trafiło już do szuflady: banały. A jednak jest przecież czystą prawdą. Mam wrażenie, że po nas dorosłych już tak tego nie widać. Naturalnie jesteśmy różni, ale pewne konwencje, którymi się posługujemy sprawiają, że w wielu sytuacjach zachowujemy się podobnie. Jakoś tak to widzę.
     No, ale wracając do naszej wizyty na placu zabaw. Śmieszka była wszędzie, witała się z każdym urządzeniem i każdą zabawką, potrzebowała wsiąść na każdy rowerek, popchać wszystkie wózki innych dziewczynek, podrzucić do góry każdą piłkę, przywitać się z dziećmi i dorosłymi, biegać tu, biegać tam, siedzieć na trawie, raczkować po piachu, zamykać bramkę, otwierać bramkę… uff. No tak, Śmieszka jest żywiołem. A z mojej perspektywy najlepsze, co mogę zrobić to po prostu to zaakceptować. Tak jak w sytuacji, kiedy dziecko jest nieśmiałe i ostrożne, a wszelkie próby “popchania” go w towarzystwo kończą się często jeszcze większym wycofaniem, tak próba okiełznania ciekawości i prędkości Śmieszki kończy się kategorycznym: Nie!IMG_3213
     Śmieszka jest żywiołem miłości. A ja jako matka, która za Nią podąża, staram się uważnie Ją obserwować, iść zgodnie z Jej rytmem i kierować się przede wszystkim sercem, a nie “tym co ludzie powiedzą”. I czuję, że jestem w tym coraz lepsza.

 

A co u Was?

Kochani,

mało ostatnio piszę ponieważ jesteśmy na wsi u mojej mamy. Nasz plan dnia wygląda mniej więcej tak: 8 rano – wyjście na pole, 8 wieczorem – powrót z pola i coś tam pomiędzy:). Oddychamy prawdziwym powietrzem, spędzamy czas z kurami, krową, małymi pieskami i kotkami, siejemy warzywa, cieszymy się sobą – taka tam nasza codzienność.  Dlatego czasu na siedzenie przy komputerze jest naprawdę niewiele, a ten co mam wykorzystuję na pracę przy nowym Projekcie, który uruchamiamy wspólnie z M. Już niebawem się nim pochwalimy.

Pomyślałam, że brak nowych postów wynagrodzę Wam bardzo ważną dla mnie informacją (mam nadzieję, że Was też ucieszy:)). Otóż za kilka miesięcy ukaże się moja pierwsza książka o świadomym i pozytywnym macierzyństwie. Tak! Tak! Tak:))) Następnym razem opowiem Wam  więcej o tym, jak jedno z moich największych marzeń stało się rzeczywistością.

A w ogóle jak Wam się podoba odnowiona strona bloga? Zostajemy przy niej, czy wracamy do starego szablonu?;) Dobrej nocy!

E.