Nie wierzyłam, a jednak:)

O usypianiu Śmieszki mogłabym napisać książkę. Oczywiście, jak każda mama:) Bowiem rozmawiając z co najmniej setką mam w ostatnim roku przekonałam się, że Śmieszka nie jest zbyt oryginalna jeśli chodzi o swego rodzaju oporność w zasypianiu.

Towarzyszyliśmy jej w zaśnięciu przez ostatnie dwa lata na milion sposobów.  Zasypiała na rękach w pozycji pionowej, poziomej, pochyłej, w nosidle, przy wentylatorze, suszarce, muzyce, czytaniu, przy mamie, przy tacie, przy zapalonym świetle i zgaszonym, o 19 i o 23 (zdecydowanie częściej opcja druga:)).  W każdym razie każdą zmianę w tym aspekcie nauczyliśmy się przyjmować z pokorą.

Aż tu nagle, niespodziewanie przyszedł TEN dzień. Śmieszka przyszła do mnie kiedy zmywałam w kuchni naczynia i powiedziała: “Mamusiu, chodźmy już spać.” Oniemiałam wzięłam za rękę i idę. Położyłyśmy się na łóżku, ona kontynuuje: “Mamusiu, jeszcze zapal noc”. Gaszę więc światło i zaczynam opowiadać bajkę o Fikusiu. Po 5 minutach Śmieszka śpi, a żeby było zabawniej wszystko ma miejsce ok. 20:)

I oczywiście już mi się pojawia myśl: “Ktoś podmienił mi dziecko”, ale po chwili przypominam sobie, że człowiek, a szczególnie człowiek, który jest dzieckiem nieustannie się zmienia. A my jako rodzice możemy mu w tych zmianach towarzyszyć i czerpać radość z każdego nowego odkrycia…

Tak więc mój morał nie brzmi: “Nie martw się jeśli Twoje dziecko zasypia 3 godziny, kiedyś zaśnie w 5 minut.”  Choć jeśli tej otuchy potrzebujesz – to o tym również Cię zapewniam:) Dla mnie najważniejsze w obcowaniu z drugim człowiekiem, a szczególnie z moją córką jest otwartość na zmiany, które w niej następują: te przyjemne, te trudne, te niezrozumiałe. Bowiem to właśnie jej rozwój motywuje mnie, abym także nie stała w miejscu.

Pragnę Wam życzyć na ten szczególny czas Świąt Bożego Narodzenia otwartości na drugiego człowieka i dostrzeżenia w nim zmiany, choć czasem tak bardzo niewidocznej na pierwszy rzut oka…

Jak jeść paluszki?

Jesteśmy u babci w szpitalu. Śmieszka spokojnie poznaje nowe miejsce, wyjadając babci winogron i ciasto. W pewnym momencie Pani, która jest z babcią w jednej sali pyta, czy córka chce się poczęstować paluszkami. Śmieszka bierze mnie za rękę i prowadzi w stronę kobiety. Nieśmiało sięga ręką i bierze jednego paluszka. Jednak starsza Pani namawia ją, aby wzięła więcej, bierze więc drugiego. Wtedy ona pokazuje jej jak wziąć całą garść i pomaga jej odpowiednio złożyć rękę.

Śmieszka zadowolona wraca do łóżka babci i zjada wszystkie paluszki. Po chwili druga sąsiadka również wyjmuje paluszki i pyta Śmieszkę, czy chce się poczęstować. Nie trzeba jej długo namawiać podchodzi i z zadowoleniem bierze całą garść w jedną rękę i w drugą…
Kochanie aż tyle? – sama się zdziwiłam i lekko zmieszałam. Śmieje się do babci, że trzeba będzie Pani odkupić paluszki.
Zaczynam myśleć nad tym, jakie jest moje zdanie na temat częstowania się, co chcę jej przekazać,czego nauczyć. Czy mówić, że można wziąć tylko troszkę, czy dać jej swobodny wybór niech decyduje sama? Uczy się poprzez obserwację mnie i bliskich.
Zostaję z tym na chwilę, a później wracam do rozmowy z mamą.
Jednak kiedy wracamy do domu uświadamiam sobie, że cała sytuacja miała swoje drugie dno. Kiedy Śmieszka podeszła do pierwszej Pani wzięła jednego paluszka, jednak tamta pokazała jej, żeby wzięła więcej. Tak jakby jej mówiła: paluszki bierzemy całymi garściami… Dlatego gdy ktoś znowu ją poczęstował pamiętała pierwszą lekcję.
Taka drobnostka, taki szczegół, a daje do myślenia.