Tylko bez pomidorków!

Co dziś na obiad? – pyta Śmieszka

Pomidorówka – odpowiadam.

Tak, tak pomidorówka – moja ulubiona! (Swoją drogą naprawę nie rozumiem fenomenu zupy pomidorowej:)) Ja chcę bez pomidorków! – dodaje podekscytowana i głodna

Wybieram więc zupę starannie tak jak potrafię, bez pomidorków. Podaję i obie siadamy do stołu. Dziesięć sekund później krzyk: Ja chciałam bez pomidorków! Tu jest pomidor!

No tak jest, wybrałam tak jak potrafiłam. Rozumiem, że lubisz bez pomidorów, możesz go wyjąć na talerz. – tłumaczę spokojnie.

Obiecałaś, że będzie bez... – zwija usta w charakterystyczną, odziedziczoną po mamie podkówkę.

I kiedy już mam zamiar jej tłumaczyć, że rozumiem, iż to trudne, gdy zbieram już w sobie wszystkie pokłady empatii, i godzę się z tym, że obiadu w spokoju nie zjem…  Nagle następuje olśnienie…

Dobrze daj przecedzę Ci przez sitko.

Przelewam – zajmuje mi to 10 sekund. Zaczynamy jeść obiad po raz drugi.

-Pyszna ta zupka, prawda? Taka bez pomidorków jak lubię… – odpowiada z uśmiechem, który według niektórych odziedziczyła po mamie, a według niektórych po tacie:)

Świadomość, że wsparcie Śmieszki w wyrażaniu emocji jest ważne, przyszła do mnie dawno temu. Jednak znacznie później odkryłam coś, co jest równie istotne, mianowicie fakt, że w wielu momentach ja jako rodzić mogę pomóc jej uniknąć sytuacji, które rozpalają ją do czerwoności. Dlaczego zrozumienie tego zajęło mi znacznie więcej czasu? Bo w naszym społeczeństwie wciąż panuje przekonanie, że rodzic, który ustępuje swojemu dziecku, który daje się przekonać do zmiany planów to rodzic zbyt rozpieszczający… Zobaczysz wejdzie ci na głowę! – czy jest na sali rodzic, który choć raz w życiu nie usłyszał podobnego zdania? Dlatego o ile nigdy nie broniłam Śmieszce płakać, nie bagatelizowałam jej problemów to wiem, że wiele razy upierałam się przy swoim. Robiłam tak, bo głupio było mi się wycofać, bo jestem uparta tak samo jak ona i wydawało mi się, że żeby wyjść z twarzą trzeba to już jakoś dotrzymać do końca. A pewnie wiele łez można było uniknąć gdybym zamiast w zaparte stała przy swoim, zatrzymała się na chwilę i zapytała: Co dla Ciebie jest ważne? Dlaczego chcesz zrobić inaczej niż Cię proszę? Bez pytań tego typu twierdzenie, że tworzę z moją córką relacje partnerskie staje się bardzo pozorne…

 

To moja złość!

To moja złość, nie możesz mi jej zabrać! – wykrzyczała dziś Śmieszka przy entej, trudnej sytuacji o “coś”. Tym samym zawdzięczacie jej ten wpis – o emocjach właśnie, a dokładniej o emocjach, które są dla mnie trudne i z którymi nie zawsze sobie radzę.

Mam bzika na punkcie emocji mojej córki:) Od zawsze staram się uczyć ją jak można o nich mówić, jak wyrażać, jak sobie z nimi radzić… Dążę do tego, aby ją wspierać w ich przeżywaniu, a nie tłumieniu i uciekaniu od nich. I kiedy myślę o moim macierzyństwie w perspektywie długofalowej- to właśnie “nauka emocji” jest na jednym z pierwszych miejsc.

Nawiązując do tytułowej złości chciałabym podzielić się z Wami jak radzę sobie z trudnymi (dla mnie) emocjami Śmieszki, jednocześnie wspierając ją tak jak potrafię.

  1. Zawsze jestem obecna – Na tyle na ile potrafię jestem obecna fizycznie, mentalnie i emocjonalnie. Zawsze blisko, na wyciągnięcie ręki, dostępna i gotowa do pomocy. Pozornie nic takiego, ale jak ważne zrozumie ten, komu dane było choć raz popłakać w towarzystwie drugiej osoby, która po prostu była… Bez oceniania, wartościowania, tak po prostu…
  2. Mówię o emocjach i próbuję tłumaczyć jej to, co obecnie przeżywaWylałaś sok, który bardzo lubisz, tak? Jest Ci teraz smutno? Bardzo chciałaś go wypić? Chciałabyś się uspokoić, ale nie wiesz jak to zrobić? 
  3. Uczę ją obserwacji ciała – Nasze emocje są w ciele. Jeśli nauczymy się obserwować nasze ciało w trakcie różnych sytuacji może nam być łatwiej uświadomić sobie, co tak naprawdę przeżywamy. Łaskotki w brzuchu, ściskanie żołądka, znasz to? Dziecko często nie rozumie, co się z jego ciałem dzieje, szczególnie jeśli jest bardzo zdenerwowane, dlatego dużo o ciele rozmawiamy, o tym dlaczego płyną łzy i dlaczego boli brzuszek…
  4. Staram się zachować dystans – Co tu dużo mówić zazwyczaj emocje Śmieszki nie biorą się bez powodu, co więcej często tym powodem jestem po części ja np. kiedy nie zgadzam się na kolejną bajkę. Śmieszka przejmuje też moje emocje, kiedy więc ja mam trudny dzień, zazwyczaj kończy się na tym, że obie takowy mamy. W takich sytuacjach bardzo pomaga wycofanie się, nabranie dystansu. Mnie pomaga powtarzanie sobie w głowie kilku zdań np.: Śmieszka nie jest swoim krzykiem. Kocham i akceptuję cię bez względu na wszystko. Zaraz się uspokoimy i wszystko będzie dobrze…
  5.  Nie obwiniam się za to, co ona czuje – Pamiętam ból jaki czułam gdy pierwszy raz zobaczyłam smutek w oczach mojej córki: Jestem taka smutna – powiedziała, spojrzała na mnie bardzo smutnymi oczami, a dwie minuty później spała… Nie zdążyłam jej utulić, rozśmieszyć, wytłumaczyć… Po prostu poszła z tym smutkiem spać, a ja zostałam i nie potrafiłam sobie z nim poradzić. To było bardzo cenne doświadczenie pokazujące, że moim celem – jako matki nie jest uchronić ją przed złem tego świata. Ona czasem jest zła, smutna i to też jest ok. To oznacza, że żyje po prostu…
  6. Nie odwracam uwagi – Pokusa, aby odwrócić jej uwagę od problemu jest duża i towarzysz mi często. Zdania typu: No nie płacz już, zobacz jaki malutki kotek… Masz ochotę na coś słodkiego? Może pójdziemy obejrzeć bajkę? – w zależności od wieku pojawiają się różne warianty odwrócenia uwagi od tego, co właśnie się dzieje. Dlaczego nie warto tego robić? Bo to ucieczka od tego, co ważne, bo tylko stając oko w oko z tym, co się w nas dzieje mamy szanse na nowe, bo tylko w akceptacji możemy znaleźć spokój, bo poprzez odwracanie uwagi wysyłamy dziecku komunikat: “coś jest ze mną nie tak, skoro mama nie chce żebym płakała”.
  7. Proszę o pomoc innych dorosłych – Jeśli moje dziecko płacze jak oszalałe, a ja mam ochotę zacząć płakać z nią, jeśli to tylko możliwe proszę o pomoc innych dorosłych, którzy w danej chwili mogą mnie zastąpić.
  8. Nie bagatelizuje jej problemów – rozlany sok to NAPRAWDĘ powód do płaczu dla 3-latki, brak zgody na bajkę – NAPRAWDĘ może sprawić, że jej serce pęka, otarcie na kolanie NAPRAWDĘ może boleć tak bardzo, że płacze się pół godziny… Nasze dzieci mają swój własny świat, a w tym świecie swoje własne problemy, do których mają prawo.
  9. Pracuje ze sobą i swoimi emocjami – Cały czas uczę się rozpoznawać swoje własne emocje, oswajać je i przede wszystkim dawać sobie do nich prawo.
  10. Oddycham – są takie sytuacje kiedy nic nie działa, są takie dni kiedy mam dość, są takie momenty gdy mam ochotę zniknąć i gdy zapominam o wszystkich wyżej wymienionych punktach i wtedy ratuje mnie oddech. Dziesięć głębokich wdechów i robi się jakoś prościej, łatwiej…
  11. Wybaczam sobie – Są takie sytuacje kiedy nic nie działa, są takie dni kiedy mam dość, są takie momenty gdy mam ochotę zniknąć i gdy zapominam o wszystkich wyżej wymienionych punktach i gdy nie ratuje mnie nawet oddech. Wtedy zostaje tylko jedno: wybaczyć sobie i zaakceptować fakt, że jestem tylko mamą, niedoskonałą, zwykłą, czasem krzyczącą, płaczącą, taką która czasem ma ochotę zamknąć się w łazience, albo uciec na koniec świata… Najważniejsze, że jestem…

 

To tylko woda!

Wracamy ze sklepu: ja, Śmieszka i Natalia. Idziemy powoli bo dwie z nas jedzą lody. Marsz spowalnia szczególnie Śmieszka, której ulubionym zajęciem (oprócz jedzenia lodów oczywiście) jest obserwowanie. A to kamyczek, a to patyczek, a to inni ludzie… I tak oto zwraca moją uwagę na idącego zdecydowanie szybciej od nas tatę z dwiema córeczkami. Myślę sobie podobnie ma facet jak ja: jedno dziecko w wózku, jedno tupta obok. No fajnie mamy i ja i on. Jego starsza córka nie ma w ręku loda, ale butelkę z wodą – myślę sobie więc, że on jednak “porządniejszy” ojciec, niż ja matka i po raz kolejny postanawiam w myślach: to był ostatni lód… I pocieszam się, przecież Śmieszka też lubi pić wodę… I tak sobie idziemy, jemy, rozmyślamy, kiedy nagle z rytmu wybija nas krzyk wspomnianego już wyżej Taty: I coś ty zrobiła, i jak teraz dojedziesz do domu, nie umiesz pić, nic ci do ręki nie można dać – Tata krzyczy głośno, a my powoli zbliżamy się do nich. Już mi w głowie milion myśli przeleciało: a to jego oceniam, a to siebie oceniam, że oceniam… a to się zastanawiam, czy może podejść i jakoś rozluźnić atmosferę, a to jak wytłumaczyć Śmieszce, że czasem dorośli krzyczą, i że to nie oznacza, że mogą, ale że są tylko ludźmi, że może ten pan miał bardzo kiepski dzień, albo może jednak jej tego nie mówić… Myślę i myślę, kiedy mój natłok myśli znowu zostaje przerwany spokojnym głosem jego starszej córki: Tato to tylko woda… Ponieważ mężczyzna krzyczy dalej, dziewczynka również z całej siły wykrzykuje: TATO TO TYLKO WODA!!! 

Ta historia to dar, każdy z nas może wziąć z niej to czego potrzebuje… Doświadczyłam tej sytuacji jakiś czas temu i bardzo jej wtedy potrzebowałam. Może dziś przyda się Tobie.

 

 

: